13-27 lipca ’10
Długo zastanawiałam się o czym można napisać o tym miejscu. Gdyby nie moi bliscy, którzy wyjechali ze mną nad morze, gdyby nie bardzo mili terapeuci, którzy towarzyszyli mi każdego dnia na turnusie, no i gdyby nie nowy, niezawodny samochód, który mnie tu przywiózł, wakacje przeszły by bez większego echa. A tak otrzymałam od nich wszystkich bardzo dużą dawkę uśmiechu. Nie ma większego lekarstwa na całym świecie od zastrzyku radości. A na osłonę przed tą oczekiwaną „iniekcją” – dodatkowo słońce, plaża i podwieczorne potańcówki. Marzą mi się takie wakacje w przyszłym roku. Po opaleniźnie nie ma już śladu, ale pozostały fotografie. Zimą bardzo chętnie do nich powrócę.