15 września ’18
Czy mi się podoba Dzień Otwarty? A czy jest Dzień Zamknięty? A czy wszędzie gdzie są zamknięte drzwi są i otwarte. Jakoś nie wyobrażam sobie „Dzień Otwarty – zapraszamy do więzienia”. Już widzę mojego młodszego brata w kolejce przy otwartych kratach. I dlaczego nie ma „Otwartych Drzwi” do perfumerii, do jubilera, do sklepu z fajnymi ciuchami?
Ale z braku takich możliwości spędzenia wolnego czasu pozostało mi przejście przez „Otwartą Bramę” wrocławskiej zajezdni tramwajowo-autobusowej przy Powstańców Śląskich. To nie była pierwsza nasza wizyta w tym miejscu. Ale dla Marka to wciąż spora atrakcja. Wsiąść do tramwaju pachnącego nowością, zasiąść na miejscu motorniczego, użyć dzwonka tyle razy, by zdenerwować wszystkich odwiedzających halę z tramwajami, zamykać drzwi przed nosem wysiadających, a tym co chcieli zobaczyć kto tak rozrabia, posłać strugę płynu ze spryskiwaczy. Wisienką tych wszystkich atrakcji była spora porcja zapiekanki, wykonanej w starym peerelowskim stylu, prosto z żuka (uwaga! zapiekanka z serem i pieczarkami a żuk – jak się okazało – to marka polskiego samochodu). Wychodziliśmy z grupą ostatnich gości i zaraz po tym jak opuściliśmy zajezdnię rozpoczął się długo oczekiwany przez pracowników MPK „Dzień Zamkniętych Drzwi”. Mogli spokojnie wrócić do pracy.
Na koniec dodam tylko, że w moim domu jest wiecznie „Dzień Otwarty”. Od rana przychodzą jak nie pielęgniarka to nauczycielka. Jak nie masażysta to rehabilitantka. Jak nie Pani doktor to Pani psycholog, jak nie mama z pracy to bracia ze szkół, jak nie koledzy i koleżanki Marka i Kuby to znajomi rodziców. Może by tak wprowadzić chociaż jeden w roku „Dzień Zamkniętych Drzwi”?