27 stycznia ’11
Zupełnie zwyczajnie, bez większych emocji, zaczął się dla mnie ten rok. Budziłam się gdy słońce już świeciło, inhalacje na orzeźwienie, późne śniadanie i zajęcia – czasem męczące, ale zwykle bardzo przyjemne. Wieczorem, na kolanach taty lub mamy, zasypiałam. Zdążyłam się już przyzwyczaić do łagodnego rytmu dnia, gdy … „Dzień Dobry. Jesteśmy z gazety. Co to z Waszą córką się dzieje? Kto się Wami opiekuje – hospicjum? Aha. Zatem przyjedziemy do Państwa. Będzie rehabilitantka? O, to jeszcze lepiej. Do zobaczenia.” I tak 27 stycznia, jeszcze przed świtem, w dolnośląskich kioskach pojawił się artykuł o dziecięcym hospicjum ze zdjęciem, na którym … uciekam spod rąk Ady. Aby moim braciom nie było przykro, poprosiłam Pana Łukasza żeby zrobił nam kilka dodatkowych zdjęć. To poniżej pochodzi właśnie od niego.
Dzisiaj już nikt nie zadzwonił. Mogę spokojnie zasnąć w ramionach taty – przed telewizorem, rzecz jasna.