30 kwietnia – 2 maja ’16
Czy oni oszaleli z tą lokalizacją zamku na samym wierchu skalistej góry? Czy w czasach prawdziwych księżniczek nie było dzieci, które same nie chodziły? Dlaczego do zamku nie prowadzi wygodna, równa droga dla pojazdów kołowych takich jak mój wózek? Aby poznać trud niepełnosprawnych dam dworu zmieniłam się w taką jedną i spróbowałam wjechać do warowni. Jeszcze po trawiastej ścieżce pod górę tata dał radę. Potem zaczęły się schody. Na pomoc tacie przybyli dzisiejsi rycerze – Kuba, Wiktor i Jarek. Trochę postękali, trochę pozrzucali w przepaść schodzących turystów ale, nie powiem nic złego, dali radę. 1 maja, gdzieś koło południa, zdobyłam ruiny czeskiego zamku królewskiego i klasztoru celestynów na górze Oybin. Powiem szczerze, czułam się jak prawdziwa księżniczka, noszona przez dzielnych giermków. Nie wiem jak wyglądały sale, gdzie mogłabym się bawić, tańczyć i słuchać muzyki. Na samej górze zastałam wysokie kamienne ściany i piwnice zamienione w skromne muzeum. Wyobrażam sobie, jak tętniło tu życie. Obawiam się tylko, że gdyby zabrakło moich giermków zostałabym sama, jak Fiona w wysokiej wieży.
Aby dotrzeć do Oybina musiałam przekroczyć trzy granicę: pierwszą polsko-czeską, następnie czesko-polską (Worek Turoszowski) i na końcu polsko-niemiecką. Sam zamek znajduje się na południe od Zittau w Górach Żytawskich. Przypominam o tym, bo jest to region ciekawy, mało znany, choć niedaleko Wrocławia. Zapraszam. Księżna Urszula.
Ps. Do zamku prowadzi też wyasfaltowana, wygodna droga. Ale o tym dowiedziałam się już w drodze powrotnej.