14 lutego ’13
Za oknem padał śnieg. Przykrył brzeg rzeki, po którym biegały wyłącznie psy. Wypatrywały wśród krzaków ptactwa. Te, które pływały były bezpieczne. Żaden, nawet najbardziej odważny pies, nie wskoczył do lodowatej wody. Małe bestie – kudłate poduszkowce, szczekały najgroźniej. Nie ruszały się z miejsca, aby czasami nie stracić za dużo energii. Duże, wilczurowate, biegały, hamując w miejscu zmuszały leżący już śnieg do ponownego lotu. Szczekały konkretnie, do wybranej kaczki, krótko – jeden dźwięk a tyle energii (późny Miles Davis:)).
Na sali zawsze był ruch. Bo, choć były cztery stanowiska intensywnej opieki, a oprócz mnie leżała jeszcze jedna dziewczynka, co chwila ktoś przychodził, podchodził do okna, coś mówił do siebie i po chwili wychodził. Z czasem już wiedziałam dlaczego. Tutaj, koło mojego łóżeczka, było najlepsze miejsce na rozmowy telefoniczne. Dzięki temu często słyszałam – „No i jak tam?”.
Po operacji zostały mi trzy blizny, niezwykle interesujące zdjęcia kości od pasa w górę i nowa fryzura na głowie. Wyglądam jak „mała lady punk”, z wygolonym bokiem. Brakuje mi tylko srebrnych kolczyków w prawym uchu. Pomysł na prezent urodzinowy?!