6 grudnia ’15
Nie, ta sukienka jest z tamtego roku. A ta – kolor już nie jest taki modny. W tej wyglądam jak „panna na wydaniu”, a w tej to dzieci w piaskownicy lepią babki. Ta jest dobra – groszki, czerwienie i róże. Tak, chcę być różowa jak serce. Jeszcze tylko warkocz uplotę. Paznokcie w szkole pomalowała mi koleżanka – też są w kolorze …
Miejsca przy stołach wszystkie zajęte. Ale ja wybieram najlepsze. Za filarem w drugim rzędzie. Stąd widzę wszystkich: tych na scenie i przechodniów. Niektórzy ubrani w stroje elfów, śnieżynek, reniferów. Czekam na Mikołaja. Rodzice popijając kawę pochłaniają znaczne ilości ciast. Znowu będą narzekać na opuchnięte brzuchy. Podchodzą do mnie znane mi z dobrego serca osoby: pielęgniarka Ilonka, Iwonka, Grażynka, Krysia, doktor Basia, która podtrzymywała mnie na duchu (czyt. przy życiu) w trakcie ostatnich operacji, doktor Krzysiek, którego bardzo lubię ale stanowczo za mało się uśmiecha, doktor Magda, której bardzo dawno nie widziałam, Jowitka – koleżanka od prawie 12 lat i inne osoby, o których mogłam zapomnieć.
Mikołaj rozdaje prezenty. Marek chce mieć je wszystkie. Nie czeka na nas. Sam odbiera podarki dla mnie i dla Kuby. W paczkach jest mnóstwo słodyczy. Brat jest szczęśliwy (jego dentysta również).
Wychodzimy gdy sala Starej Garbarni jest już prawie pusta. Zawsze pożegnania rodziców z pracusiami z hospicjum trwają najdłużej.
A moja sukienka? Może nie jest najpiękniejsza, ale na pewno skromna i ładna – prawda?!